Byłem w Inverness.
Szkocja tego ranka powitała mnie deszczem. Trzeba uczciwie przyznać, że nie byłem
tym faktem zbytnio zaskoczony. Już w nocy bowiem spadające z nieba krople deszczu
dawały znać o sobie bębniąc w parapet. Ich uderzenia na szczęście były jednostajne
i nie przeszkadzały mi w zaśnięciu. Wręcz przeciwnie - intonowały rytm, który
utulił mnie do snu.
NAJNOWSZE PODRÓŻE
Amazing
Liverpool - garść informacji praktycznych
Liverpool - garść informacji praktycznych
DLACZEGO LIVERPOOL?
No właśnie, dobre pytanie. Turystom Liverpool kojarzy się
głównie z zespołem The Beatles, kibicom piłki nożnej z drużyną Liverpool
FC. Uczciwie trzeba przyznać, że przyjezdnym miasto naprawdę może się
podobać. Co jednak powiedzieć osobom, które chcą tu zamieszkać? Myślę, że
Liverpool można polecić! Jest naprawdę ciekawym miastem i dobrze się tu żyje na
co dzień!
Zbiór informacji praktycznych, który prezentuję, skierowany
jest przede wszystkim do osób, które chcą zamieszkać w Liverpoolu, albo
mieszkają tu od niedawna. Mam nadzieję, że komuś pomogą odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
PIERWSZE KROKI
Jeszcze zanim zdecydujemy się na przyjazd do Liverpoolu
możemy poczynić pierwsze kroki, żeby przygotować się i rozeznać w temacie. Moim
zdaniem bardzo przydatne jest przeszukanie Internetu. Na pewno pomocne jest
zapisanie się do grupy Polacy w Liverpool
na Facebook’u. Można w niej znaleźć sporo naprawdę przydatnych informacji
dotyczących życia w mieście (praca, zarobki, ceny, zakwaterowanie). Taki
internetowy rekonesans może nam pomóc podjąć decyzję o przyjeździe do miasta,
jak również przygotować na pewne rzeczy.
Jak już dotrzecie do Anglii najważniejsze jest oczywiście
znalezienie lokum. Na samym początku
jednak warto pamiętać, żeby wyrobić sobie National
Insurance Number oraz
iść do banku, w celu założenia konta.
Te dwie rzeczy będą nam niezbędne, żeby szukać zatrudnienia.
ZAKWATEROWANIE
Dwa problemy przeważnie zaprzątają głowy nowo przyjezdnym: pierwszym
z nich jest praca (o tym będzie w następnej części), drugim – znalezienie
własnych czterech kątów. Właśnie na znalezieniu mieszkania chciałbym się teraz
skupić.
Na początek dobra informacja – w porównaniu z innymi
częściami Anglii wynajem mieszkań czy
pokoi w Liverpool jest bardzo korzystny dla naszej kieszeni. Ceny są tu po prostu niskie. Jest to na
pewno argument przemawiający za tym, żeby to właśnie tu zamieszkać. Dla
przykładu – cena wynajęcia pokoju pod Oxfordem, gdzie wcześniej przez jakiś
czas mieszkałem, wacha się w okolicach 450 GBP za miesiąc. W
Londynie wynajem jest jeszcze droższy. W mieście Beatlesów z kolei średnia cena
za wynajęcie pokoju to 300 GBP za miesiąc. Oczywiście, można znaleźć coś
tańszego, jak i droższego (wszystko zależy od standardu, wielkości, lokalizacji
itd.), ale ceny są mniej więcej na tym poziomie. Czynsz jest na ogół płacony co
tydzień. Na początku prawie zawsze wymagane jest wpłacenie kaucji, która jest
wielokrotnością czynszu.
Gdzie znaleźć lokum? Nie będzie to co prawda
odkrywcze, ale najlepiej szukać w Internecie – ogłoszeń jest naprawdę całe
mnóstwo. Tu niezastąpiona wydaje się być grupa
Polacy w Liverpool na Facebook’u. Ofert jest tu całkiem sporo w różnych
lokalizacjach, więc jest w czym wybierać.
Jeżeli masz kłopot ze znalezieniem lokum to się nie przejmuj! W
Liverpoolu jest kilka relatywnie tanich miejsc, gdzie możesz znaleźć miejsce do
spania. Jest to o tyle dobre rozwiązanie, że mieszkając na przykład w hostelu
możesz na spokojnie zająć się szukaniem pokoju czy mieszkania. Jednym z takich
miejsc jest Everton Hostel, dobrze
położony i skomunikowany z Centrum. Średnia cena noclegów wychodzi tu 60 GBP zatydzień,
a więc podobnie, jak przy wynajęciu pokoju.
Plusem mieszkania w hostelu jest fakt, że nie wiążą Cię żadne umowy i w
każdej chwili możesz zmienić lokum. Nie do przecenienia jest również atmosfera,
która tu panuje. Wiem, co mówię, ponieważ spędziłem tu kilka miesięcy pracując
jako wolontariusz. Uważam, że temat wolontariatu, szczególnie na początku
pobytu w mieście, wart jest przemyślenia. Mieszkając w hostelu jako
wolontariusz zobligowany jesteś do pracy 16 godzin w tygodniu. W zamian masz
darmowy nocleg oraz śniadanie. Świetny układ, szczególnie, że nie koliduje Ci
to z szukaniem innej pracy (godziny w hostelu wyrabiałem przeważnie w
weekendy).
PRACA
W Liverpoolu ze znalezieniem pracy, jak prawie wszędzie, bywa
różnie. Jednym ta sztuka udaje się od razu, innym idzie jak po grudzie. Od
czego to zależy? Na pewno szanse znalezienia zatrudnienia są warunkowane przez
takie czynniki jak: wykształcenie, doświadczenie, branża, poziom znajomości
języka angielskiego, umiejętność odnalezienia się na rynku pracy. Przyjeżdżając
do Liverpoolu w celach zarobkowych należy wziąć pod uwagę jeszcze jeden bardzo
ważny czynnik – sezonowość. Na pewno
o pracę jest łatwiej pod koniec roku. Na przykład na magazynach w listopadzie
czy grudniu pracy jest w brud. Nie ma chyba przesady w stwierdzeniu, że w tym
okresie agencje walczą o to, żeby pozyskać pracownika – jest w czym wybierać,
bo ogłoszeń o pracę jest naprawdę sporo! Sytuacja diametralnie zmienia się i
komplikuje z początkiem roku. Dotyczy to szczególnie osób zatrudnionych przez
agencje. W okresie świąteczno-noworocznym wielu pracowników agencyjnych traci
pracę. Wiem, że na przełomie 2017/2018 wielu naszych rodaków w tym okresie
straciło pracę i nie mogąc znaleźć nic innego, wróciło do Polski. Ja również w
tym okresie straciłem zatrudnienie. Około miesiąca zajęło mi znalezienie innej
stałej pracy.
Jak
znaleźć pracę? Najprostszym rozwiązaniem wydaje się szukanie jej w Internecie. Wyszukiwarek ofert pracy jest naprawdę
sporo. Dzięki nim mamy prawie nieograniczone możliwości dostępu do setek, a
nawet tysięcy ofert. Jak się jednak okazuje, pomimo ich mnogości, tą drogą nie
tak łatwo cokolwiek znaleźć. Mi na przykład, pomimo wielu wysłanych aplikacji,
się nie udało. Co zatem?
Jak się nie udaje to najlepiej wykorzystać możliwości Facebook’a. Można na przykład zapisać się do grup z
terenu Liverpoolu zrzeszających osoby z określonej branży, która Was
interesuje. Jeżeli na przykład masz doświadczenie w gastronomii powinieneś
dołączyć do grupy **Liverpool Hospitality Exchange** itd. Sprawdzonym sposobem,
a jakże, jest grupa Polacy w Liverpool.
Można tam znaleźć naprawdę sporo ogłoszeń o pracę. Ostatecznie można się
też…samemu ogłosić.
Innym sposobem jest zapisanie się do agencji pośrednictwa pracy. W Liverpoolu jest ich naprawdę sporo.
Jeżeli chodzi o pracę w magazynach, fabrykach wymienić należy: Ideal Recruit
(pracują tam Polki, więc nie ma problemu z komunikacją, a prawie wszystkie
oferty publikują w grupie Polacy w Liverpool na FB), UK Retail, AM2PM, Rapid.
Według mnie jednak najwięcej ofert ma GAP Personnel, więc zaraz po przyjeździe
do miasta warto się u nich zarejestrować (mają biuro przy Bixteth St.). Zakładów pracy, w
których możemy znaleźć zatrudnienie poprzez agencje pośrednictwa, jest naprawdę
od groma – począwszy od małych zakładzików, magazynów, skończywszy na
molochach, zatrudniających po setki czy nawet tysiące pracowników (B&M,
Matalan, The HUT Group). Praca, jak chyba wszędzie, jest różna. My przez kilka
miesięcy pracowaliśmy w kilku magazynach. Całkiem przyjemna i dość łatwa praca
jest w: TJ Hughes, The HUT Group czy Denholm w Port of Liverpool. O wiele
cięższa (ale da się wytrzymać) jest praca na przykład w Price Alfred czy IBL
Cold Stores. Stawki? Zwykle, bez dodatkowych uprawnień np. na wózki widłowe,
jest to najniższe 7.50 GBP. Niewiele
wyższa stawka obowiązuje za pracę w godzinach nocnych oraz w miejscowościach
poza Liverpoolem (np. w Warrington).
Szukając zatrudnienia warto również zarejestrować się w agencjach specjalizujących się w
określonych branżach, w których chcemy znaleźć pracę. Mnie na przykład, z
racji tego, że mam duże doświadczenie w pracy w restauracjach, interesowały
agencje z branży gastronomicznej. Ofert pracy jest naprawdę sporo (od jednej do
nawet kilku w tygodniu), a przy okazji można zobaczyć fajne miejsca (ja na
przykład pracowałem w Echo Arena czy na stadionie w Wigan). Ze znanych mi
agencji rekrutacyjnych w zakresie gastronomii wymienić należy: Mint, Verve i
Syft. Ta ostania ma stosunkowo mniej ofert, za to stawki są wyższe (9 GBP za godzinę, raz nawet za ofertę last minute
proponowali mi 14 GBP).
KOMUNIKACJA
W Liverpoolu nie ma metra. Siatka komunikacyjna jest tu
jednak dość dobrze rozwinięta. Najczęściej pewnie będzie Wam dane wsiąść do autobusu. W mieście Beatlesów króluje
dwóch przewoźników: Arriva (zielone
autobusy) i Stagecoach. Mi częściej
zdarzało się jeździć Arrivą, która ma zresztą monopol na niektóre kierunki (np.
tylko zielonymi autobusami możemy się dostać z centrum na lotnisko, Stagecoach
bezpośrednio na lotnisko nie kursuje).
Ceny biletów u obu przewoźników są różne. W Stagecoach bilet jednorazowy
kosztuje 2.1 GBP, całodzienny 4 GBP (na tym
bilecie dojeżdżaliśmy do Chester i z powrotem), tygodniowy kosztuje 14 GBP. Natomiast u konkurencyjnej Arrivy za bilety zapłacimy
nieznacznie więcej: bilet jednorazowy kosztuje 2.3 GBP, całodzienny 4.6 GBP, a
tygodniowy 17 GBP. Przy częstym korzystaniu z usług każdego z
przewodników warto rozważyć zakupienie karty
Walrus, która obowiązuje na terenie całego regionu Merseyside. Dzięki niej
można jeździć zarówno autobusami Arriva, jak i Stagecoach. Kartę
można kupić i doładować w Internecie oraz w kilku punktach stacjonarnych, np.
przy Queen Square Station. Uważam, że ceny biletów dla posiadaczy karty Walrus
są bardzo konkurencyjne. Bilet dzienny kosztuje 4.7 GBP, tygodniowy 19.20 GBP,
zaś 28-ośmio dniowy 64.7 GBP. Samo
założenie karty kosztuje symbolicznego funta.
Alternatywą dla autobusów jest pociąg. Na terenie regionu Merseyside są trzy linie kolejowe:
niebieska, którą dostaniemy się do Southport, zielona (dojeżdża do Chester) i
czerwona (obsługuje kilka destynacji, m.in. Preston czy Warrington). Bilet dzienny
na pociąg kosztuje 5.2 GBP. Warto jednak
dopłacić 0.1 GBP, bo wtedy mamy również
możliwość jeżdżenia autobusami (od 1 stycznia 2018 przy tej drugiej opcji
trzeba jednak mieć kartę Walrus).
Chcąc jechać komunikacją publiczną do określonego miejsca warto
wcześniej sprawdzić, którym środkiem transportu (autobusy, kolej) dojedziemy najszybciej do celu. I tak na przykład z One
Bus Station dojedziemy niektórymi autobusami na lotnisko w 35-40 minut, innymi
natomiast w ponad godzinę. Podobnie sytuacja wygląda z transportem do Chester.
Z centrum Liverpoolu najszybciej dostaniemy się tam koleją (około 50 minut),
autobus linii X8 jedzie koło godziny piętnastu minut, natomiast inne autobusy
nawet godzinę pięćdziesiąt. W kierunku Southport również najszybciej wychodzi
jazda pociągiem, która może zająć nam około pół godziny mniej aniżeli wtedy,
gdybyśmy się zdecydowali na jazdę autobusem.
CO WARTO
ZOBACZYĆ?
Muszę przyznać, że podczas kilkumiesięcznego pobytu w mieście Beatlesów
nie zwiedziłem go w stopniu, w jakim bym chciał. Niemniej jednak, to, co
zobaczyłem, całkiem przypadło mi do gustu. Na pewno moją uwagę zwróciły okolice
Albert Dock, które bez wątpienia są
moim ulubionym miejscem w Liverpoolu! Będąc w okolicy docków koniecznie trzeba
wybrać się do muzeów: Museum of Liverpool, Merseyside Maritime Museum
(interesujące wystawy związane z historią dwóch zatopionych statków: Lusiatanii
i Titanica) oraz galerii sztuki Tate. Myślę, że warto również wydać 15.95 GBP na zobaczenie wystaw w The Beatles Story
(jedno z nielicznych płatnych muzeów w mieście), które w bardzo interesujący
sposób prezentuje dzieje tego sławnego zespołu. Dużą zaletą jego zwiedzania jest możliwość chodzenia we
własnym tempie. Dzięki audio przewodnikowi (jest nawet polska wersja!) możemy
poświęcić na zapoznanie się z wystawami tyle czasu, ile potrzebujemy i nikt nas
nie pogania. Po zwiedzaniu możecie wybrać się na płatną wycieczkę
autokarową po miejscach związanych z zespołem The Beatles (miejsca, gdzie żyli członkowie zespołu, Strawberry Field, Penny Lane). Szczerze jednak
muszę przyznać, że drugi raz na taką wycieczkę bym się nie zdecydował.
Zdecydowanie ciekawsza, od oglądania miejsc związanych z życiem członków
zespołu, wydaje się jednak być wizyta w muzeum The Beatles Story.
Drugim ciekawym obszarem w Liverpool jest St. Georges Quarter. Architektura budynków wokół niego różni się od
całej reszty w mieście. Elewacje St George’s Hall, World Museum, biblioteki
oraz galerii sztuki Walker mogą się podobać i naprawdę robią wrażenie.
Koniecznie trzeba również wejść do środka tych budynków. W World Museum ciekawa
jest szczególnie wystawa poświęcona mumiom egipskim, a w bibliotece wrażenie
robi czytelnia. Jeśli nie chcecie czytać książek to i tak zajrzyjcie na
pierwsze piętro – naprawdę warto (swoją drogą w bibliotece jest chyba najtańsze
ksero w mieście - jedyne 0,1 GBP za
stronę).
Oprócz tych dwóch miejsc warto odwiedzić Liverpool Cathedral
(piękna i monumentalna!) i pospacerować po parkach (Sefton Park, Festival
Gardens, Everton Park). Naprawdę warto udać się do tego ostatniego, ponieważ widok
z platformy widokowej na miasto i Zatokę Mersey
naprawdę robi wrażenie! Zostając w temacie dzielnicy Everton trzeba powiedzieć,
że bardzo ciekawym pomysłem, szczególnie dla fanów piłki nożnej, jest wizyta na
Anfield – stadionie Liverpool FC. Można to zrobić idąc na mecz, ale również
skorzystać z płatnej (20 GBP) około dwugodzinnej
wycieczki po stadionie. Tu również, podobnie jak w The Beatles Story, na
wstępie zostajemy wyposażeni w zestaw audio, co
jest bardzo komfortowym rozwiązaniem. Po wizycie na stadionie, w cenie
wycieczki, możemy udać się do muzeum, w którym została zaprezentowana historia klubu.
Po więcej informacji i zdjęć z wizyty na Anfield możecie sięgnąć do wpisuKaroliny z EthnoPassion, którą gościłem w lutym. Punktem obowiązkowym wizyty w Liverpoolu jest oczywiście zdominowany przez puby i knajpki Cavern Quarter z The Cavern Club na czele. Warto udać się także do Chinatown oraz w okolice Stanhope Street, gdzie w przestrzeni poprzemysłowej sporo jest alternatywnych i klimatycznych pubów i knajpek.
Jeżeli chodzi o okolicę Liverpoolu, mam Wam do
zaproponowania dwa niezwykle urokliwe, aczkolwiek kompletnie różne miejsca.
Pierwszym z nich jest Chester –
przepiękne miasto otoczone murami obronnymi. Tym, co w nim urzeka, są kamienice
z XVI wieku w charakterystycznym biało-czarnym stylu Tudorów. Oprócz murów
i zachwycającej zabudowy koniecznie trzeba zobaczyć monumentalną Katedrę,
której – szwendając się po uliczkach miasta – nie sposób nie zauważyć. Zainteresowanych
odsyłam do wpisu Karoliny z EthnoPassion, z którą spędziliśmy w Chester bardzo miły dzień. Drugim miejscem, które chcemy polecić, jest położone na północ od
Liverpoolu Formby. Z centrum
Liverpoolu można tam dojechać pociągiem w 30 minut. To, czym zachwyca Formby,
to przede wszystkim rezerwat przyrody, na terenie którego można spacerować po
długich, piaszczystych plażach i ciągnących się wzdłuż nich wydmach. Okolica
jest przepiękna, więc śmiało możemy poświęcić całe popołudnie na spacer po
rezerwacie! Jadąc do Formby można się również zatrzymać w Crosby. Plaża jest tu długa i szeroka, a to, co zwraca uwagę, to
rzeźby Anthonego Gormleya. Patrząc na porozrzucane po plaży postaci ma się
wrażenie, że…pilnie strzegą dostępu do plaży. Podczas przypływu posągi zalewa
morze, zaś po odpływie pojawiają się w pełnej okazałości. Trzeba przyznać, że
dzieło robi wrażenie!
Na zakończenie po raz kolejny zachęcam do
odwiedzenia bloga EthnoPassion, na którym znajdziecie ciekawy artykuł „5 powodów, dla których wartoodwiedzić Liverpool".
W razie pytań śmiało
możecie pisać. W miarę możliwości postaram się Wam pomóc.
Albert Dock |
Everton Park |
Formby |
Przed meczem Liverpool FC |
Nad River Mersey, okolice Albert Dock
|
Chester |
Strawberry Field |
Mathew Street |
Wizyta na Anfield |
Everton Park - taras widokowy |
The Beatles Story |
Nad River Mersey
|
Zapiski z raju cz. 2
Zapiski z raju cz. 2
Po
czasie spędzonym w Bourail naszym Twingo wyruszamy w tygodniową podróż po Grande Terre. Podążając wschodnim
wybrzeżem docieramy do kempingu w wiosce Hienghène.
Miejsce zachwyca nas od pierwszego wejrzenia! Znajduje się tu kilka urokliwych
plaż (czyli nowokaledoński standard), ale oprócz tego okolica ma o wiele więcej
do zaoferowania. Bóg hojnie obdarzył Hienghène w przeróżne niesamowicie wymyśle
formy skalne. Są tak piękne, że można się w nie wpatrywać godzinami! Z jednej
strony mamy tu monumentalne masywy skalne, które jakby oddając pokłon morzu
łamią się i nikną w jego kipieli. Z drugiej strony ujmują nas kamienne ostańce
przyjmujące przeróżne wymyślne kształty, które z wielką gracją wyłaniają się z
wody. Nam najbardziej przypadła do gustu skała przypominająca kurę, która zresztą
jest jednym z symboli Nowej Kaledonii.
Zapiski z raju cz. 1
Zapiski z raju cz. 1
Jest
29 sierpnia 2017 roku. Przylatujemy na lotnisko w Numei – uroczo położonej
stolicy kraju. Tu czeka już na nas Karolinka. Nie widzieliśmy się kilka
miesięcy, więc możecie sobie wyobrazić, jak bardzo jesteśmy stęsknieni
(pozwólcie, że na tym wątek prywatny urwiemy). Pomimo, że przylatujemy nocną
porą, jest dość ciepło. Lotnisko nie jest duże, pomimo to wychodząc mijamy
grupy młodych ludzi, którzy koczują przed budynkiem, czekając na swoje loty do
Francji. Rozpoczyna się rok akademicki, stąd tyle osób jest chętnych, żeby się
tam dostać.
Przyjaciel
Przyjaciel
Przyjaciel to ktoś bardzo ważny, na kogo zawsze można liczyć. To taki prawdziwy skarb. Niezależnie od tego, co by się działo, on stoi na posterunku gotów nieść Ci pomoc. Zawsze znajdzie dla Ciebie czas. Jest wtedy, gdy go potrzebujesz. Możesz na niego liczyć w tych lepszych momentach, kiedy będzie się z Tobą śmiał, dzieląc radość i szczęście. Bez obaw również możesz mu zawierzyć swoje troski i problemy. Cierpliwie wysłucha, kiedy trzeba poklepie po ramieniu i powie dobre słowo. Nic się nie martw, będzie dobrze – próbuje dodać otuchy. Podpowie, kiedy nie wiesz, którędy iść. Pokaże drogę, kiedy zbłądzisz. Kiedy indziej da Ci kopa do działania. Doda energii, kiedy jedziesz na oparach. Wzbudzi zachwyt, abyś na nowo zachłysnął się życiem.
Życzenia
Życzenia
Drodzy
Czytelnicy,
STYCZEŃ |
LUTY |
MARZEC |
KWIECIEŃ |
MAJ |
CZERWIEC |
![]() |
LIPIEC |
SIERPIEŃ |
WRZESIEŃ |
PAŹDZIERNIK |
LISTOPAD |
GRUDZIEŃ |
Łyk piwa
Łyk piwa
Jesteśmy w parku Lustgarten w Berlinie. Zbliża się wieczór.
Przycupnęliśmy na murku, który wciąż oddaje ciepło dzisiejszego dnia. Jesteśmy
tu już dłuższy czas. Na naszych oczach rozgrywa się spektakl, w którym główne
role przypadły dwóm bohaterom – dzień i noc właśnie rozpoczęły swoją grę. Choć dzień
w dzień działają według tego samego planu, to zawsze znajdą się rzesze fanów,
którzy zachwycają się kunsztem wszystkiego tego, co zostało przygotowane.
Podobnie, jak to czynią od wieków, dzień i noc grają dziś w przeciąganie liny.
W momencie, w którym przyszliśmy, zdecydowaną przewagę miał dzień. Następnie,
przez kilka dłuższych chwil, dwóch godnych siebie przeciwników szło łeb w łeb. Wydawało
się, że raz w jedną, raz w drugą stronę przechyla się szala zwycięstwa. Od
pewnego jednak czasu coraz wyraźniej zaczyna rysować się dominacja nocy. Widać,
że dzień cały czas nie daje za wygraną. Bohatersko broni swoich pozycji za
Altes Museum. Z każdą jednak chwilą coraz bardziej opada z sił i się cofa.
Nieuniknionym wydaje się to, że w końcu da sygnał do odwrotu i zniknie za
widnokręgiem. Noc natomiast… Wszystko wskazuje na to, że na dobre chce
rozgościć się nad okolicą. Zaczyna panoszyć się po większości nieboskłonu.
Widać już pierwsze gwiezdne świetliki. Czuć powiew rześkiego powietrza, które
przynosi ukojenie dla zmęczonych gorącem całego dnia ciał.
Na ruszt cz. 2
Na ruszt cz. 2
Góry. Wyższe
czy niższe, Beskidy czy Tatry – bez znaczenia. Najważniejsze, żeby być ponad
tym wszystkim, co mamy na co dzień. Odpocząć od zgiełku, który na co dzień się nas
przytłacza. Wejść na szlak i znaleźć się na łonie natury. Na początku nie jest
łatwo… Potrzebujemy trochę czasu, aby obmyć nasze serca z kurzu dnia
codziennego. Strzepać z siebie problemy, zmartwienia i zostawić je za sobą. Po
pewnym czasie jednak zaczynamy czuć, jak krople ciszy i spokoju spływają po
naszych zmysłach, przynosząc tak potrzebne ukojenie. Z każdą chwilą czujemy się
bardziej odprężeni i zrelaksowani. Nabieramy dystansu do wszystkiego tego, czym
otaczamy się na co dzień.
W górach
nasze myśli nie pędzą już, jak oszalałe. Zwalniają. Tak, jakby ktoś na szlakach
postawił znak ograniczenia prędkości. W takich warunkach łatwiej jest nam im
się przyglądnąć. Na spokojnie obejrzeć z każdej strony. Jest czas, żeby
zastanowić się nad naszym życiem. Nad tym, co nas spotyka i w jakim kierunku
zmierzamy. Nikt tu nas nie pospiesza, nikt nie przeszkadza, nikt niczego nie
narzuca. Jesteśmy tylko my i ujmująca zmysły przyroda, która zaprasza nas w
piękną podróż po zakamarkach naszych myśli. To właśnie jej możemy powierzyć nasze
problemy czy rozterki. Mamy przy tym pewność, że na pewno cierpliwie wysłucha
wszystkiego, co mamy jej do powiedzenia, a jeżeli trzeba, to otuli nas swoim
zbawiennym urokiem. W takich warunkach, bez żadnych przeszkód, możemy prowadzić
rozmowę z samym sobą, kontemplować życie. Jeżeli mocno wsłuchamy się w bicie
naszego serca, w głos naszego wewnętrznego „ja”, możemy popatrzeć na niektóre
sprawy z innej perspektywy. Rzeczy, które wcześniej zaprzątały nam głowę,
wydawały się trudne i skomplikowane, nagle stają się lżejsze, prostsze. Dzieje
się tak dlatego, że nasze chaotyczne na ogół myśli zwalniają i wchodzą na
właściwe tory. Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczynają pasować
do siebie i łączą się w całość. Dopiero tu nabierają sensu i znaczenia.
To właśnie podczas
jednego z wypadów w góry, prawie rok temu, nasze chaotyczne wcześniej myśli i
plany połączyły się w spójną całość. Schodziliśmy z Turbacza. Była ładna jesienna pogoda, a krajobraz pokryły opadające
z drzew liście. To wtedy zrodziła się myśl, nie tyle nowa, co szalona, żeby
zrezygnować z pracy w korporacji, wyprowadzić się z Krakowa i spróbować czegoś
nowego. Idąc za głosem serca podjęliśmy decyzję o zmianach. Nie minęły dwa
miesiące, a nasze życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Zrzuciliśmy z
siebie ten cały marazm, w którym tkwiliśmy. Wyszliśmy poza sferę naszego
komfortu. Porzuciliśmy dotychczasowy wygodny i ustabilizowany żywot na rzecz
pójścia w nieznane. Z perspektywy czasu musimy stwierdzić, że był to świetny
wybór! Warto słuchać serca – ono wskaże Ci właściwy kierunek, a po drodze
zaserwuje ekscytującą podróż po pięknych krainach.
Choć od
naszej decyzji upłynął już prawie rok, to cały czas dokładnie nie wiemy, gdzie
zaprowadzi nas ścieżka, którą obraliśmy. Jak to w drodze, przeżywamy wzloty i
upadki. Czujemy jednak, że w końcu idziemy we właściwym kierunku. Czujemy
powiew szczęścia, które czule nas obejmuje i szepcze do ucha miłe słowa. Dzień
po dniu powoli zadomawia się w naszych sercach. Mając takiego partnera u boku
zdecydowanie raźniej iść przez życie!
Staramy nie
oglądać się za siebie, ale również nie patrzeć ślepo w przyszłość. Skupiamy się
na tym, co jest tu i teraz, czerpiąc przy tym najwięcej, jak się da. Warto jest
podążać za głosem serca i gonić za marzeniami. Warto jest kształtować życie w
zgodzie ze sobą i nie warto bać się zmian, na które nigdy nie jest za późno!
Gorce |
Na ruszt
Na ruszt
Znasz to
uczucie, kiedy tysiące pomysłów pędzą w totalnym bezwładzie po Twojej głowie?
Obijają się wzajemnie o siebie, jakby były na stole bilardowym. Chciałbyś je
jakoś uchwycić i poukładać, ale za cholerę nie potrafisz. Chcesz wyłapać te
najbardziej istotne, ujarzmić je i wykorzystać w swoim życiu, ale nie jesteś w
stanie. Już wypatrzyłeś jeden taki, który naprawdę Ci się spodobał. Chcesz go
złapać, więc przez dłuższy czas usilnie i z zacięciem gonisz za nim. W końcu udaje
Ci się go schwytać! Mocno trzymasz go w garści. Jest naprawdę piękny i wartościowy, a najważniejsze jest to, że sam go
wymyśliłem – myślisz sobie. Jest
świetny! Na pewno go w życiu wykorzystam – utwierdzasz się w przekonaniu,
że pomysł wart jest zachodu i dłuższego nad nim zastanowienia. Oglądasz zdobycz
z każdej strony. Cieszysz się jej widokiem. Twój zachwyt trwa do momentu, kiedy
przelatuje Ci przed oczami kolejna myśl, która wydaje się równie, a może nawet
bardziej interesująca od poprzedniej. Teraz to ją starasz się złapać i
zatrzymać. Lecisz za nią, a gdy jest już na wyciągnięcie ręki zamachujesz się w
nadziei, że ją złapiesz. Niestety, nie udaje się! Ucieka! Wodzisz za nią
wzrokiem. Powoli odlatuje, a Ty cały czas masz nadzieję, że może jeszcze zawróci.
Niestety, tak się nie dzieje. Po pewnym czasie tracisz ją z pola widzenia –
odchodzi w otchłań zapomnienia. Nie ważne
– myślisz sobie. Mam przecież tę
pierwszą, która zwróciła moją uwagę – nią się zajmę. Patrzysz w dłoń, bo
chcesz do niej wrócić. Ku Twojemu zdziwieniu, kiedy uganiałeś się za tą drugą, ta
pierwsza przeleciała Ci przez palce i również odleciała w zapomnienie. Obie dołączyły
do pozostałych myśli i pomysłów krążących w gąszczu Twojej głowy. Ich ruch jest
kołowy, więc pewnie za jakiś czas znowu przelecą Ci przed oczami. Ciekawe, czy wtedy
będziesz wystarczająco czujny i je złapiesz?
Impuls
Impuls
Każdy ma
jakieś plany i marzenia. Nie ma chyba
osoby, która by ich nie miała i nie lubiła do nich uciekać myślami. Uwielbiamy
o nich rozmyślać. Możemy wtedy, choć na chwilę, odetchnąć od naszej
rzeczywistości i udać się w podróż po najpiękniejszych zakamarkach naszych
myśli. Żyjąc w świecie naszych fantazji możemy pozwolić sobie na chwilę
zapomnienia. Zatapiamy się w bajkowej krainie, w której nie ma rzeczy niemożliwych,
a jedyne ograniczenia to te rodzące się w naszej wyobraźni. W świecie marzeń możemy
robić wszystko to, co nam tylko przyjdzie do głowy. Najlepsze jest to, że nikt
nam w tych planach nie przeszkadza. Grawitacja tu nie działa, więc nie mając
ograniczeń odrywamy się od ziemi i wzlatujemy wysoko w niebo. Na dole
zostawiamy wszystko to, czym na co dzień się otaczamy. Witamy się z pięknym
słońcem i skaczemy po białych miękkich chmurach. Po chwili gramy z nimi w
ganianego, a potem kładziemy się na jednej z nich. Zamykamy radośnie oczy i
kierujemy nasze twarze w stronę światła. Po krótkim odpoczynku wstajemy i nurkujemy
z całym impetem w obłokach naszej fantazji, czując podmuchy miłego, ożywczego
powietrza. Trochę zmęczeni podniebnymi przygodami przysiadamy na ziemi. Rozścielamy
koc na rozkwieconej łące. Wokół jest kolorowo i gwarno od wesołego śpiewu
owadów. Ciepły wiatr tańczy ze źdźbłami trawy i łodygami kwiatów, a melodia
przyrody koi nasze zmysły. Czujemy się wspaniale! Jest nam dobrze i błogo!
Jajecznica
Jajecznica
Czas spędzony na Pacyfiku dostarczył nam niezwykłych przeżyć. Będąc tam wzięliśmy udział w niecodziennym spektaklu, który wciągnął nas od pierwszego aktu. Gdy tylko uniesiono kurtynę to wiedzieliśmy, że czeka nas wyjątkowy czas. Ani trochę się nie myliliśmy, a nasze ręce, co rusz, same składały się do oklasków! Okazało się, że Nowa Kaledonia zabrała w magiczną podróż pełną zachwytów i uniesień. Dbała o nas przez cały czas pobytu racząc
Magiczny wieczór na Ile des Pins
Magiczny wieczór na Ile des Pins
Jest ciepły wrześniowy wieczór. Kontemplujemy urok wszystkiego
tego, co nas otacza. Myślimy o całej tej wspaniałości, której doświadczamy na
Nowej Kaledonii. Chłoniemy klimat wyspy Ile des Pins (w tłumaczeniu: Wyspa
Sosen), która od kilku dni jest naszym domem. Jest nam tu naprawdę dobrze. Nie
może być inaczej, skoro wspaniałości natury jest tu co nie miara, a ludzie są
bardzo przyjaźni. To właśnie mieszkańcy wyspy poruszyli nasze serca. To oni świadczą
o niezwykłym klimacie tego miejsca, które urzeka i zniewala. Na każdym kroku
spotykamy się z miłym gestem czy serdecznym uśmiechem. Nie znamy tu nikogo, ale
nie przeszkadza to ludziom, żeby się z nami witać. Na Ile des Pins klimat jest
inny, niż na głównej wyspie. Życie toczy się tu własnym rytmem. Nikt się tu nie
spieszy, a mieszkańcy na wszystko mają czas. Jakże to różne od tego, do czego
przywykliśmy w Europie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)